czwartek, 12 lutego 2015

Pinkbox - różowe pudełeczko na Walentynki.


Niedawno otrzymałam moje drugie Pinkbox. Jak i za pierwszym razem, tak i teraz towarzyszyły temu wydarzeniu ogromne emocje, radość i odrobina adrenalinki. Myślę, że z każdym następnym pudełeczkiem będzie podobnie. Któż z nas nie lubi dostawać prezentów, nawet jeśli sam za niego płaci ;) Tym razem byłam nieco zawiedziona. Nie dałam jednak za wygraną i zaczęłam grzebać w pudełeczku, nagle na mojej twarzy pojawił się ogromny uśmiech. Tego się nie spodziewałam – bon o wartości 20 euro na zakupy spożywcze w internetowym sklepie. Ładna kwota, za którą można już coś kupić. Zaczęłam przyglądać się reszcie kosmetyków. Pomyślałam – dlaczego się zawiodłam? Przecież wszystko mi się przyda.




Co zawierało tajemnicze różowe pudełko?


- Balsam do ciała Balea o całkiem przyjemnym zapachu borówki i masła Shea, niedrogi, a swoją role spełnia dość dobrze. Cena 1.25 euro

- BeeBeauty naturalna sól morska do kąpieli w postaci płynnego koncentratu, jeszcze nie próbowałam, ale wygląda zachęcająco. Cena 3.95 euro

- Schampon Garnier Fructis Goodbye Damage, Szampon wzmacniający do włosów bardzo zniszczonych, z rozdwojonymi końcówkami. Szampon zawiera sls, dobrze myje, ładnie pachnie. Cena 2.25 euro

- The Beauty Crop Blush Duo. Cienie do powiek, róż do policzków. Całkiem fajny zestaw. Niestety co do ceny to znalazłam ją tylko w dolarach, wahała się między 18 a 21 dolarów.

- Luvos – heilerde – Hydro mask, maseczka nawilżająca do twarzy. Takich nigdy za mało. Cena 1.25 euro

- Książka Holly, może kiedyś się nią zainteresuje, na chwile obecną mało mnie zaciekawiła

- Joy, tego czasopisma nie muszę przedstawiać. Cena 2 euro.

- Bon na zakup Joy za 1 euro

- Różowe serce :) w końcu to walentynkowe pudełko, a że Pinkbox jest różowe to i serce jest tego koloru. Serduszko wrzucamy do kąpieli. Działania nie przedstawię, bo jeszcze nie wypróbowałam ;) Zostawię je sobie na Walentynki ;)

- Bon na 20 euro, na zakupy spożywcze online.



 



Przyznam, że bon na 20 euro był dla mnie wielkim zaskoczeniem i bardzo mnie ucieszył. Któż z nas nie cieszyłby się z darmowych zakupów?
Podsumowując to moje pierwsze wrażenie nie było zbyt pozytywne, jednak stwierdziłam, że w pudełeczku znajduje się wszystko to co wcześniej czy później na pewno zużyje więc ostatecznie jestem bardzo zadowolona, a najbardziej z bonu na zakupy spożywcze. Pudełko kosztowało 14.95 euro. Łączna cena wszystkich produktów i bonów to 33.70 euro, nie liczyłam cieni i książki, gdyż nie znam ich dokładnej ceny, za to wliczyłam 4 euro za śliczne różowe pudełeczko, które może nam się przydać na różne gadżety bądź jako pudełko na prezent.

czwartek, 5 lutego 2015

Pinkbox - moje pierwsze pudełeczko babskich skarbów.


Kurier przywiózł moje pierwsze Beautybox, ach jaka to była radość. Moje nosi nazwę Pinkbox. Nie sądziłam, że małe różowe pudełko może sprawić tyle radości. Przyznam, że do niedawna nie miałam o nim pojęcia. Dowiedziałam się o nim od mojej bratniej duszy, która prowadzi bloga o nazwie http://blogaleksandry.blogspot.de/









Na czym rzecz polega?

Beautybox to pudełko z kilkoma pełnowymiarowymi kosmetykami, gadżetami, próbkami, bonami zniżkowymi bądź czasopismem, u mnie o wystroju wnętrz. Zamawiamy sobie takie pudełko jednorazowo bądź wykupujemy abonament na 6 miesięcy lub rok. Najlepsze w takim Beautybox jest to, że nigdy nie wiemy jakie kosmetyki będą w środku i w tym cały urok pudełka. Kupujemy sobie prezent, a kto nie lubi ich dostawać? A co z tego, że same za niego płacimy.

Otwierając pudełko czułam się troszkę jak mała dziewczynka otwierająca prezent, którego zawartością jest wymarzona lalka. Emocje były niesamowite, radość, podekscytowanie, a przecież to tylko małe pudełko. Dla samych emocji na pewno jeszcze je zamówię. Za moje pudełeczko zapłaciłam 14.95 euro. Kiedy policzyłam wartość kosmetyków i czasopisma wyszło mi coś koło 26 euro, doliczyłabym jeszcze do tego śliczne różowe pudełeczko, które pomieści masę drobiazgów więc końcowa kwota to około 30 euro.
Ceny takich Beautybox są przeróżne, wszystko zależy od ilości kosmetyków w pudełku, w moim było ich pięć. W pudełeczku zalazł się bon na inne Beautybox, które kosztuje 21 euro, a ja dzięki bonowi mogę nabyć je za 10 euro. Zastanawiam się czy się skusić. Kolejny bon to darmowy miesiąc z własnym trenerem fitness, niestety online. Nie wiem ile kosztuje taka usługa, ale na pewno warto z niej skorzystać, szczególnie, że mamy ją za darmo. Trzeci bon to bon na okulary – 10 euro przy zakupie, z tej opcji nie skorzystam, bo nie noszę okularów.

Jakie kosmetyki były w pudełku?

Mleczko do ciała, 500ml, bardzo fajny produkt, który nie zawiera silikonów i parabenów, o zapachu dość nietypowym – imbiru.

Błyszczyk NYC efekt 3D, całkiem smaczny, a kolor niczego sobie, moim ustom się spodobał.

Balea balsam pod prysznic, 400ml przyznam szczerze, że moim skromnym zdaniem jest dużo lepszy od Nivei. Zaskoczył mnie bardzo pozytywnie.

Pasta do zębów Sensodyne. Jeszcze nie testowałam, ale firma zobowiązuje, cena również, więc liczę, że będzie to dobra pasta.

Krem do rąk HBC, 75 ml, produkt naturalny, a takie uwielbiam, krem zrobił na mnie ogromne wrażenie, jest taki lekki i puszysty, dobrze się wsmarowuje.
 
 
 
 
 
 

To chyba tyle. Wato było zamówić sobie takie pudełeczko babskich skarbów, trzeba się rozpieszczać. To na pewno nie był mój ostatni raz. Nie sądziłam, że to takie przyjemne uczucie. Wam również gorąco polecam, obdarzcie się odrobiną radości. Panom też szczerze polecam, to świetna niespodzianka dla Waszych kobietek. Będę testowała kolejne Beautybox.
Może Wy polecicie mi jakieś?